Już od kilku dni nie wydarzyło się nic ciekawego. Monotonia jaka przybijała pannę Izabellę była wręcz męcząca. Każdy jej dzień wyglądał prawie tak samo. Nie raz obeszła już teren akademii i nie miała okazji spotkać kogoś z kim mogłaby pogadać lub powygłupiać się. Nuda, nuda, nuda. Pogoda tez była średnia. Niby ciepło. Temperatura wręcz idealna do biegania. A w końcu Izka lubi dbać o swoją kondycję. Jednak chwilowe deszcze jej to uniemożliwiały. Jednak coś trzeba robić? Tylko co? Spacer? Znowu? No dobra i tak nic lepszego do roboty nie było. Jednak i wybór miejsca nie był też łatwy. Łażenie po akademii było już nudne. Ile razy można odwiedzać te same miejsca? Tak więc Izabelle postanowiła udać się w inne miejsce niż zwykle. Gdzieś...Dalej?
A więc rudowłosa młoda artystka ruszyła na swój spacerek ze słuchawkami w uszach. Początkowo przechadzała się po plaży. Tej publicznej i dzikiej też. Jednak i tu od ludzi się nie roiło. Kawał drogi w sumie już przeszła, co wiąże się ze zmęczeniem. Wyszło na jaw, że ćwiczenie kondycji i nóg by się przydało. Idąc przez wybrzeże dostrzegła pomost. Żadne łódki nie były przywiązane, ani żadni wędkarze nie siedzieli oczekując desperacko na złowienie jakiejkolwiek ryby. Dziewczyna pogłośniła muzykę w słuchawkach i zaczęła sobie cicho śpiewać piosenkę, która akurat leciała. Weszła, początkowo ostrożnie na pomost, który na najnowszy nie wyglądał. Podskoczyła w miejscu i stwierdziła, że jednak się nie załamie. Podeszła do końca pomostu i usiadła po turecku. Zamknęła oczy i z każdą chwilą śpiewała coraz głośniej zapominając o otaczającej ją rzeczywistości. Choć śpiewała nienagannie i tak pewnie wyglądała jak osoba chora umysłowo.